Żadna służąca nie przeżyła dnia z trojaczkami miliarderów, dopóki nie pojawiła się czarnoskóra kobieta i nie zrobiła tego, czego nikt inny nie mógł

Grace zaczęła od czegoś, czego nikt inny nie próbował – szacunku. Nie krzyczała, nie groziła. Zamiast tego przykucnęła do ich poziomu i zapytała: „Czego najbardziej pragniesz?”.

„Wolność” – powiedział Liam.
„Zabawa” – dodał Noah.
„Robot-pies” – uśmiechnął się Oliver.

Grace się uśmiechnęła. „Zgoda. Daj mi tydzień bez chaosu, a ja zadbam o to, żeby ten ostatni się ziścił”.

Chłopcy mrugnęli. Żadna niania nigdy wcześniej nie zawarła takiej umowy. Byli zaintrygowani.

Grace wyznaczała granice pod przykrywką gier. Śniadanie przerodziło się w konkurs dobrych manier. Sprzątanie pokoi? W polowanie na skarby z nagrodami. Nawet pora pójścia spać zmieniła się w „Sekretną Misję Agenta na Sen”. Po raz pierwszy w rezydencji rozbrzmiewał śmiech zamiast napadów złości.

Alexander to zauważył. Wrócił późno do domu, spodziewając się katastrofy – i zastał synów śpiących, a Grace czytała książkę obok. Coś w nim drgnęło. Podziw? Ulga? A może jedno i drugie.

Ciąg dalszy na następnej stronie: