Kiedy nasz golden retriever, Beau, nie przestawał szczekać na nianię, myśleliśmy, że to po prostu jego terytorium. Może zazdrość. Rozmawialiśmy nawet o oddaniu go do adopcji. Ale tej nocy, kiedy sprawdzałam nagrania z monitoringu, zobaczyłam coś, co sprawiło, że ścisnęło mnie w żołądku. Beau nie zachowywał się źle. On nas ostrzegał.
Wcześniej moje życie było całkiem dobre. Ale po narodzinach mojej córki Zoey świat pękł i wlał się w niego ten blask, którego nawet nie wiedziałam, że mi brakuje.
Kiedyś myślałem, że będę jednym z tych facetów, którzy po prostu „tolerują” ojcostwo. Myślałem, że będę pojawiał się w ważnych momentach, a resztę zostawię mojej żonie, Rose. Okazuje się, że jestem totalnym mięczakiem.
Jeden bełkot tego dziecka i się rozpływam.
Zmiana pieluchy? Żaden problem. Karmienie w nocy? No to dawaj. Byłam w tym. Na całego.
Rose i ja staraliśmy się przez lata. Naprawdę lata.
Specjaliści, badania i długie noce pełne ostrożnej nadziei i rozpaczy. Właśnie zaczęliśmy rozmawiać o adopcji, kiedy dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się dziecka. Więc tak, byliśmy wdzięczni. I nie braliśmy ani jednej chwili za pewnik.
Wszystko było idealne po przybyciu Zoey. No dobra, prawie idealne.
Jedyną rzeczą, która mnie zastanawiała, był nasz złoty retriever Beau.
Zawsze był najłagodniejszym psem. Takim, który witał listonosza jak dawno niewidziany przyjaciel, merdając ogonem tak mocno, że mógłby przewrócić meble. Był lojalny, czuły i kochał dzieci. Przygarnęliśmy go kilka miesięcy po ślubie i był już naszą rodziną.
Ale po powrocie Zoey do domu zmienił się.
Początkowo zrzucaliśmy to na karb adaptacji. Chodził za Rose jak drugi ogon, nieustannie czujny. A kiedy wkładała Zoey do łóżeczka, Beau kładł się tuż obok, wpatrując się w dziecko niczym wartownik na służbie.
„Może myśli, że to szczeniak” – zażartowałem kiedyś, próbując rozluźnić atmosferę. Ale Rose wyglądała tylko na zmartwioną.
„On już nawet nie śpi” – wyszeptała. „On ciągle czuwa”.
Próbowaliśmy postrzegać to jako coś ujmującego. Beau, strażnik. Beau, obrońca.
Ale kiedy na scenie pojawiła się Claire, sprawy przybrały inny obrót.
Claire była naszą nianią. Zatrudniliśmy ją, gdy brak snu sprawił, że czuliśmy się jak zombie. Została nam polecona, miała spokojny głos, ciepły uśmiech i świetnie radziła sobie z dziećmi. Kiedy pierwszy raz wzięła Zoey na ręce, zagruchała tak delikatnie, że Rose się popłakała.
Ale Beau? Znienawidził ją od pierwszego wejrzenia.
Pierwszego dnia warknął, gdy weszła przez drzwi. Nie było to warczenie ostrzegawcze. To był głęboki, gardłowy dźwięk „Nie ufam ci”. Pomyśleliśmy, że może po prostu zdezorientowała go nowa obecność.
Potem zaczął blokować jej drogę za każdym razem, gdy próbowała podnieść Zoey, szczekając i rzucając się między nią a łóżeczkiem.
Raz nawet pokazał zęby. To nas zirytowało.
Claire wysyłała nam nerwowe SMS-y podczas swoich dyżurów.
„Hej, Beau znowu bez przerwy szczeka.”
„Nie pozwala mi zmienić Zoey.”
„Czy możesz go następnym razem umieścić w klatce?”
Rose i ja byliśmy rozdarci. Ledwo funkcjonowaliśmy po czterech godzinach snu na dobę, a to napięcie z Beau było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy.
Nigdy wcześniej nie okazywał oznak agresji. Ale co, jeśli coś pęknie?
A co jeśli skrzywdzi Claire?
Albo, co gorsza… co jeśli skrzywdzi Zoey?
I tak oto stało się coś nie do pomyślenia.
Może musieliśmy znaleźć Beau nowy dom.
Kocham tego psa. Jest członkiem naszej rodziny.
Myśl o wysłaniu go do nowego domu przyprawiała mnie o mdłości. Poczucie winy było zbyt wielkie.
Postanowiliśmy więc znaleźć inne rozwiązanie. Takie, które zapewniłoby bezpieczeństwo naszemu dziecku i Claire, a my nie musielibyśmy puszczać Beau.
W ten piątek Rose i ja postanowiliśmy się umówić na randkę. Żeby oczyścić umysły.
Poszliśmy na kolację do naszej ulubionej burgerowni.
Claire zgodziła się zostać z Zoey przez kilka godzin.
W tym czasie Beau była w pralni. Brama była zamknięta, zgodnie z jej prośbą.
Wszystko wydawało się w porządku, dopóki mój telefon nie zawibrował na stole, gdy jedliśmy posiłek. Na ekranie pojawiło się imię Claire.
Odebrałam.
„Derek!” krzyknęła. „Beau… próbował mnie zaatakować! Zwariował, kiedy podniosłam Zoey!”
Słyszałem płacz Zoey w tle. Claire była bez tchu.
W tym momencie Rose już chwyciła torebkę.
Pędziliśmy do domu jak szalone. Claire powitała nas w salonie, ściskając Zoey mocno, z bladą twarzą.
Beau siedział za bramką dla dzieci, nieruchomy jak posąg, z uszami opuszczonymi do dołu.
„Rzucił się na mnie” – powiedziała Claire. „Nie czuję się przy nim bezpiecznie”.
Skinąłem głową, ledwo ją słysząc.
Coś tu nie grało.
Znałem Beau. Znałem jego serce. Warczał, szczekał, nawet blokował komuś drogę… ale rzucił się?
„Idź, usiądź” – powiedziałem do Rose. „Muszę coś sprawdzić”.
Podszedłem do szafy w korytarzu i wyciągnąłem monitor systemu alarmowego. Mieliśmy kamerę w salonie. Głównie po to, żeby mieć oko na dziecko, kiedy nas nie ma. Wyciągnąłem nagranie z wcześniejszej nocy.
Przewińmy do momentu przybycia Claire.
I oto była… przeszła przez drzwi i powitała Beau niepewnym spojrzeniem. Zoey była w łóżeczku. A tam, na ramieniu Claire, wisiał mały, szary plecak.
Widzieliśmy już tę torbę wcześniej, ale nie przykuła naszej uwagi.
Ale potem zobaczyłem, jak spojrzała przez ramię, zdjęła sukienkę i schowała ją za kanapą.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
Sięgnęła do torby i wyjęła tablet. Elegancki. Czarny.
Następnie oparła kamerę na stoliku kawowym, otworzyła aplikację i skierowała ją w stronę pokoju dziecięcego.
Pochyliłem się.
Claire transmitowała na żywo.
Na początku myślałem, że źle widzę. Ale potem ekran tabletu rozświetlił się serduszkami, emotikonami i przewijającymi się komentarzami.
Claire uśmiechnęła się do ekranu i wyszeptała pozdrowienia. Skierowała tablet idealnie w stronę pokoju dziecięcego, tak jak robiła to już wcześniej. Wpisała nawet tytuł na dole strumienia:
„Noce niań: część 12.”
Za moimi plecami Rose gwałtownie odetchnęła.
Obserwowaliśmy, jak Claire gruchała do kamery niczym jakaś influencerka, gawędząc o nawykach Zoey związanych ze snem, harmonogramie karmienia, a nawet o tym, jak długo śpi. Potem pojawił się podpis: „Nocna rutyna z Baby Z #NannyLife”.
Poczułem się chory.
