Kiedy żal, poczucie winy i oczekiwania rodziny nachodzą na siebie, trudno jest postawić siebie na pierwszym miejscu. Jednak nawet w najciemniejszych chwilach ludzie wolą zachować spokój. Nasza czytelniczka opowiedziała o swojej tragicznej decyzji o wyruszeniu w wymarzoną podróż, na którą odkładała pieniądze wraz z mężem, zaledwie kilka dni po zaginięciu jej 15-letniego pasierba. Choć wielu wolałoby zostać, ona zdecydowała, że po latach poświęceń priorytet musi mieć uszanowanie własnych potrzeb, nawet jeśli oznacza to konfrontację z osądem i cierpieniem.
Oto list Sandry:
Mój mąż i ja jesteśmy razem od 11 lat i przez ten czas ani razu nie udało nam się wyjechać na porządne wakacje. Przez ostatnie trzy lata oszczędzaliśmy każdego dolara, żeby w końcu móc cieszyć się naszym wymarzonym rejsem.

Ale zaledwie cztery dni przed naszym wyjazdem wydarzyła się katastrofa — mój 15-letni pasierb zginął w wypadku samochodowym.
Byłam zrozpaczona z powodu męża, a żal był nie do zniesienia. Mimo to nie mogłam zignorować ciężaru, jaki włożyłam w tę podróż – emocjonalnie, psychicznie i finansowo. Powiedziałam mu: „Możesz zostać, ale ja tego nie oddam!”. Nic nie powiedział. Po prostu zamilkł.
Kiedy byłam na rejsie, zadzwonił do mnie. Zamarłam, gdy usłyszałam jego głos. Powiedział: „Nigdy więcej nie wrócisz do tego domu!”
