Nowa pracownica w biurze była wyśmiewana. Ale kiedy przyszła na bankiet z mężem, koledzy zrezygnowali.

Wzięła głęboki oddech, jakby przygotowując się przed skokiem w nieznane, Julia Siergiejewna przekroczyła próg budynku biurowego, wkraczając w coś, co wydawało się zupełnie nowym rozdziałem w jej życiu. Poranne słońce wpadało przez szkło, rzucając refleksy na jej starannie ułożone włosy i subtelnie podkreślając cichą pewność siebie w jej kroku. Przemierzając cicho gwarny hol, wypełniony odległymi rozmowami i rytmicznym odgłosem kroków, z każdym krokiem czuła, jakby zbliżał ją do czegoś więcej niż tylko nowej pracy – to była szansa na transformację, moment na odkrycie siebie poza rolami, które pełniła w domu.

Gdy dotarła do recepcji, obdarzyła ją delikatnym, lecz spokojnym uśmiechem, pełnym cichej pewności siebie.

„Cześć, jestem Julia. Dziś jest mój pierwszy dzień w pracy” – powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał stanowczo, bez cienia zdenerwowania.

Recepcjonistka — młoda, ładna kobieta o delikatnych rysach twarzy i uważnym spojrzeniu — uniosła brwi, jakby zaskoczona samą myślą, że ktoś z własnej woli przychodzi do pracy w tym konkretnym biurze, w którym panuje napięta atmosfera.

„Dołączasz… do nas?” – zapytała Olga niepewnie. „Przepraszam, po prostu… mało kto wytrzymuje tu dłużej niż miesiąc”.

„Tak, wczoraj dostałam pracę w dziale kadr” – odpowiedziała Julia, czując lekkie zdziwienie. „A dziś jest mój pierwszy dzień. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze”.

Olga spojrzała na nią z tak szczerym współczuciem, że Julia na chwilę się zaskoczyła. Ale recepcjonistka natychmiast wstała, obeszła ladę i gestem dała jej znak, żeby poszła za nią.

„Chodź ze mną, pokażę ci twoje miejsce pracy. Tutaj, przy oknie – twoje biurko. Jasne, przestronne… ale uważaj” – dodała ściszonym głosem. „Nie zapomnij zablokować komputera, a jeszcze lepiej – ustaw silne hasło. Nie wszyscy tutaj witają nowicjuszy. A twoja praca… nie powinna być oglądana oczami innych ludzi”.

Julia skinęła lekko głową, rozglądając się po pomieszczeniu. Biuro było przestronne, a mimo to panowała w nim dziwnie napięta atmosfera. Za rozświetlonymi ekranami komputerów siedziały kobiety w mocnym makijażu, obcisłych sukienkach i wyszukanych fryzurach, bardziej pasujących na wybieg niż do pracy. Na pierwszy rzut oka wyglądały młodo – może miały osiemnaście lat – ale ich prawdziwy wiek oscylował gdzieś po trzydziestce. Ich wzrok błądził po Julii z chłodną obojętnością, bezgłośnie ją oceniając, jakby poniosła porażkę, zanim jeszcze zaczęła.

Ale Julia obstawała przy swoim. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuła się rozbudzona – obecna. Nieustanny rytm życia domowego – opieka nad dzieckiem, gotowanie, sprzątanie, niekończąca się rola „matki” i „żony” – przytłaczał ją niczym kamień. Miała dość bycia definiowaną przez to, co robiła dla innych. Dziś była po prostu Julią. I to jej wystarczało. Zasługiwała na przestrzeń dla siebie – karierę, poczucie celu, miejsce, gdzie można by ją było zobaczyć taką, jaka jest.

Dzień minął jak we mgle. Julia rzuciła się w wir zadań: obsługi zamówień, sporządzania raportów, nawigacji po nieznanych systemach. Nie zabiegała o uwagę – po prostu chciała się zaangażować, poczuć, że to, co robi, ma znaczenie. Jednak w tle słychać było stłumione głosy. Wiera – wysoka, o bystrym spojrzeniu i zawsze z porozumiewawczym uśmieszkiem – i jej towarzyszka Inna – o chłodnym głosie i chętna do szeptu – wymieniały spojrzenia i chytre uwagi, a ich ciche kpiny wisiały w powietrzu niczym burzowa chmura.